"Kiedy chcecie się wprowadzić i czemu to będzie 2020?" - takie pytanie usłyszeliśmy od ekipy, która przyjechała wycenić zakres prac remontowych w tym naszym wymarzonym domu. Nie zrażeni wcale wciąż podchodzimy optymistycznie do spraw przeprowadzkowych. Powiedziałabym nawet, że wykazujemy się niezwykle ambitną fantazją. Mamy bowiem zamiar zdążyć na Święta Bożego Narodzenia. TEGO ROKU. I staramy się być głusi na wszelkie racjonalne powody, dla których to miałoby się nie udać! ;-)
Dlaczego zdecydowaliśmy się na zakup starego domu? W ogóle nie byliśmy do tego przekonani. Nawet po obejrzeniu kilku i przekalkulowaniu kosztów remontu odrzuciliśmy tę opcję zupełnie. Ograniczyliśmy się do oglądania pustych działek i projektów domów z prefabrykatów. A potem zupełnie przypadkiem natknęłam się na ogłoszenie o przetargu domu z Urzędu Miasta. Moją uwagę przyciągnęła wielka działka w podmiejskiej lokalizacji i niska cena wywoławcza. Dziś mamy ten fart, że znając adres jakiegoś budynku możemy sobie go obejrzeć z bliska na Street View nie wychodząc z domu. Dom z zewnątrz wyglądał nieźle, choć było to zdjęcie z przed kilku lat. Była niedziela i nie było szans na obejrzenie go wewnątrz, ale i tak postanowiliśmy tam pojechać i obejrzeć okolicę. Jakie było nasze zdziwienie gdy okazało się, że dom jest otwarty na oścież! Jako miłośnicy urbexu nie mogliśmy się powstrzymać, by nie zajrzeć do środka...
Dom kompletnie nie zachęcał do zakupu. Można by tam kręcić horror o duchach bez scenografii. Tylko brak rozbryzgów krwi na ścianach nie pasował do pełni obrazu miejsca, w którym wyrżnięto by całą rodzinę. Otwarte drzwi balkonowe, które stale skrzypiały na wietrze tylko potęgowały efekt grozy. A mimo to dziś jesteśmy właścicielami tego domu strachów. Czemu?
Bo totalnie przepadliśmy! Zupełnie wbrew logice dom po prostu nas zauroczył. Stoi na samym końcu wsi tuż przy lesie, ma garaż z kanałem (to jara Rudego), kurnik i mały sad, w którym odkryliśmy pełno zajęczych bobków (to jara mnie), a do tego stodołę (to jara nas oboje). Do tego przed ciekawskimi spojrzeniami chronią go dziesięciometrowe tuje. Przeprowadziliśmy szybki wywiad wśród sąsiadów, czy aby na pewno nikt tam nie umarł (no co, nie jesteśmy aż takimi chojrakami, żeby mieszkać w nawiedzonym domu!) i jeszcze tego samego dnia wpłaciliśmy wadium. Pozostał miesiąc straszliwych męczarni w oczekiwaniu na termin przetargu. W tym czasie trudno mi było powstrzymać się przed wyobrażeniem i planowaniem, co gdzie będzie, ale cholernie źle znoszę rozczarowania. Na szczęście Rudy walczył jak lis i dziś, kilka miesięcy po wygraniu przetargu i załatwieniu wszystkich formalności kredytowych, mogę Wam pokazać jak bardzo dom już ewoluuował. Choć bardziej pasowałoby napisać jak bardzo go zmasakrowaliśmy.
|
WCZEŚNIEJ |
|
TERAZ |
|
WCZEŚNIEJ |
|
WCZEŚNIEJ (ale już po sprzątaniu!) |
|
TERAZ (w trakcie burzenia podłogi do poziomu gruntu) |
|
WCZEŚNIEJ |
|
TERAZ |
|
WCZEŚNIEJ (ale niestety już po sprzątaniu...) |
|
TERAZ |
|
WCZEŚNIEJ (ale już po sprzątaniu!) |
|
WCZEŚNIEJ |
|
WCZEŚNIEJ |
|
TERAZ |
|
TERAZ |
|
TERAZ |
PS. Co już wiem na temat remontów?
- Że nju balansy kompletnie nie nadają się na budowę (nie macie pojęcia ile razy wyciągnęłam gwoździa ze stopy!)
- Kontener na gruz to dla liczących się z hajsem ludzi Tetris w realu - im ciaśniej wszystko ułożysz tym więcej się zmieści. Nie dajcie się jednak zwieść, bowiem ostateczną fakturę płaci się od wagi, ale mimo wszystko najdroższy w tym wszystkim jest transport kontenera. Nam udało się wcisnąć wszystko do jednego! :d
Robię wegetariański pasztet na tę Wigilię. Mogę kleić uszka. Ewentualnie zrobię moczkę. To się musi udać :D
OdpowiedzUsuńBardzo ciężko było Wam wygrać ten przetarg? Ja nie wiem, czy bym psychicznie wyrobiła czekanie na wyniki :D
OdpowiedzUsuńNawet nie aż tak, spodziewaliśmy się więcej konkurentów :) ale cena wyjściowa była dużo przyjemniejsza niż ta, którą ostatecznie zapłaciliśmy. A sam przetarg trwał 5 minut, więc nie denerwowaliśmy się aż tak długo :P
UsuńTen miesiąc oczekiwania by mnie wykończył, też jestem bardzo niecierpliwa... plany plany w głowie a na koniec rozczarowanie! O nie! Na szczęście Wam się udało! I dobrze, co tam logika, jak pojawi się iskierka to już odpuścić nie można... trzeba za tym iść! Osobiście też by mnie "jarały" bobki i stodoła! Super! Gratuluję!
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że wszystko się Wam udało i macie swój upragniony dom! Na zdjęciach widać jaki ogrom pracy trzeba włożyć w remont, ale jestem pewna że warto!
OdpowiedzUsuń