SALON. Chyba wersja ostateczna.

    Ostatnim razem, gdy pokazywałam Wam salon ta ściana była granatowa (a konkretnie to w "sercu oceanu"), ale jak to bywa z wodą, zdarzają się przypływy i odpływy, a mi się konkretnie zdarzył przypływ miłości do zieleni i najchętniej każdą ścianę w domu bym przemalowała. Ale finalnie pozwolono mi tylko na kilka, w tym właśnie tę za kanapą i <spojler alert> z  rozmachu zazieleniły się też wszystkie szare ściany drugiej części salonu.

     
    Nim jednak przejdziemy do opisu tych wszystkich detali i popierdółek składających się na efekt <chyba> ostateczny wspomnijmy wszystkie syzyfowe prace, które doń doprowadziły. O tutaj.
 
    Ściana, którą mieliście okazję już podejrzeć jest tą najistotniejszą, na tle której toczy się znaczna część naszego życia za dnia i póki co również nocy, albowiem ta sofa służy nam za łóżko do czasu aż wyremontujemy poddasze. Nic więc dziwnego że tak z nią kombinowałam, bo chociaż każdy marzy o wnętrzach rodem z Pinteresta to ja chciałam, żeby była jak najbardziej "nasza", nawet jeśli miała tym pinterestowym wnętrzom nie dorastać do pięt. Tak więc jest tu niemal dziecięcy kącik gier planszowych, które oboje uwielbiamy i wygospodarowana przestrzeń dla kotów (które z naszej dwójki uwielbiam tylko ja^^).

Tak wyglądała ta cześć po zdjęciu ze ścian creepy świętych obrazków i zeszlifowaniu kilku warstw starych farb

A tak wygląda w okresie świątecznym

Stolik kawowy to plaster wierzby, który dostaliśmy od panów z zieleni miejskiej, gdy zagadaliśmy ich podczas ścinania drzewa. Potem oczywiście wyszlifowany, zaolejowany i postawiony na metalowych nóżkach zamówionych na Allegro.

Mimo, że kocham koty miłością absolutną wiedziałam, że nie chce mieć w domu rzucających się w oczy brzydkich kocich mebli. Do zrobienia dyskretnej kociostrady wykorzystałam system EKET z Ikei. Powieszone na różnych wysokościach z dodanymi materacami z pianki sprawdzają się świetnie jako punkty obserwacyjne dla hordy.

O tej półce, a właściwie półkach jeszcze kiedyś co nieco powiem, bo bardzo je lubię, a wykonaliśmy je sami.


Pora na zmianę perspektywy! W chwili zakupu druga połowa tego pomieszczenia wyglądała tak...
 

...później tak...
 


    Pokój, który "wchłonął" nasz salon był pokojem przechodnim z kuchni. Po wybiciu wielkiej dziury w ścianie, w celu połączenia go z salonem zamurowaliśmy drzwi widoczne na zdjęciu. Teraz ta część prezentuje się tak:

 







    Nim zdecydowaliśmy o powiększeniu salonu o sąsiadujące pomieszczenie na ten cel przeznaczyliśmy największy pokój w domu. Niestety nie miał możliwości zamontowania w nim kominka i był dość ciemny (okno północne), stąd późniejsze przebudowy. Tak prezentował się ów pokój w chwili zakupu:

 
A tak teraz:

Ściana z regałami na książki to była jedyna "niezmienna" w morzu zmiennych. Moja wymarzona. Moment zapełniania regałów i segregowania książek był tym najlepszym z całego przedsięwzięcia.


Stół to odzysk ze śmietnika po sporej metamorfozie. Podobnie krzesła, choć  zamiast planowanych sześciu udało się zdobyć tylko cztery. O odnawianiu stołu i krzeseł przeczytacie osobne posty. O stole tutaj.



    W salonie prócz pokaźnych dostaw do secondhand'ów czekały jeszcze dwie typowe dla okresu PRLu komody. Jedna z nich, po lekkim update'cie, właściwie pozostała na swoim miejscu :-) Jej metamorfozę zobaczycie w innym poście.







1 komentarz:

  1. Szkoda, że nie ma komentarzy. Jakby były jakieś komentarze to było by bardzo dobrze.

    OdpowiedzUsuń