WELCOME TO CANADA #2

  Jeziora górskie o niewyobrażalnie wręcz turkusowym kolorze, potężne skały spowite mgłą, wodospady, kaniony, bogata flora i fauna (uwaga na Grizzly i wilki!) i spacer po 400-letnim lodowcu Athabasca to magnes dla poszukiwaczy przygód, wolności i zapierających dech w piersi przestrzeni dzikiej przyrody. Gdzie takie cuda? W Górach Skalistych Kanady!


    Zanim jednak to wszystko mogliśmy zobaczyć, musieliśmy się wydostać z nowoczesnego Toronto (relacja z tej części naszej podróży po Kandzie tutaj). Lot z Toronto do Calgary cofnął nas w czasie o kolejną godzinę (między Toronto a Katowicami różnica wynosi około ośmiu godzin). Drastycznie też odczuliśmy spadek temperatury - po Toronto z typowo letnią temperaturą 27st.C chłód Calgary był dotkliwie odczuwalny, choć temperatura oscylowała w granicach 15 stopni.



   Na lotnisku mieliśmy wypożyczyć samochód do dalszej podróży. Marzył nam się typowo amerykański Dodge, ale na miejscu spotkało nas rozczarowanie, ponieważ akurat żadnego nie było. Sympatyczny pan widząc nasze najwyraźniej mocno zawiedzione miny tajemniczo się uśmiechnął, a potem zaprowadził nas na parking twierdząc, że będzie miał dla nas coś lepszego. Nie kłamał. Od tej chwili długie kręte drogi Kanady pokonywaliśmy czerwonym cackiem za... 90 dolarów dziennie. Nie będę udawał, że była to decyzja ekonomiczna, ale noo... to Mustang w końcu! Na szczęście benzyna jest tu prawie tak tania jak woda, więc właściwie zaoszczędziłem ;-)


     W drodze do motelu zatrzymaliśmy się jeszcze na szybką przekąskę w McDonaldzie, gdzie próżno było szukać BigMaca, można za to było zjeść nietypowe indyjskie burgery.
    Motel nas nie rozczarował. Był dokładnie taki jak na filmach, z prysznicem w którym kręcono pewnie nie jeden amerykański horror. Następnego dnia śniadanie zjedliśmy w znajdującej się przy stacji benzynowej typowej amerykańskiej kafejce, gdzie kelnerka z dzbankiem dolewa wszystkim kawy (choć akurat nie jeździła na wrotkach), a w powietrzu unosi się zapach smażonego bekonu i jajek.

GASOLINE ALLEY MUSEUM w Albercie


   Kanada to kraj o ogromnej powierzchni, gdzie wszędzie jest daleko. Nic więc dziwnego, że motoryzację darzy się tu wyjątkowym szacunkiem. W Calgary warto odwiedzić niezwykły samochodowo-kolejowy skansen, gdzie będziecie mogli podziwiać nie tylko zabytkowe pojazdy, ale i odrestaurowane dystrybutory paliwa, szyldy, znaki drogowe i lokomotywy.











    Będąc w Gasoline Alley Museum warto zajrzeć do sklepu z pamiątkami, gdzie oprócz typowo kanadyjskich gadżetów można nabyć lalkę, którą ja już zawsze będę kojarzyć tylko z filmu Obecność i za cholerę nie kupiłbym jej dzieciakowi! :-)






    Dalej na trasie było Banff, czyli trochę takie polskie Zakopane, ale większe, dużo większe i bez straganów na Krupówkach.


SULPHUR MOUNTAIN 


   Nasz pierwszy punkt na trasie Banff-Jasper, do którego zmierzamy w dalszej części planowanej podróży. Miejsce to znajduje się już na terenie Parku Narodowego Banff, którego zwiedzanie rozłożyliśmy na dwa dni. Na szczyt wjeżdża się kolejką, a tarasy widokowe na samej górze oferują piękną panoramę na Góry Skaliste.






PARK NARODOWY BANFF


   Park znajdujący się na terenie Gór Skalistych jest jedną z największych atrakcji turystycznych w prowincji Alberta oraz jednym z najczęściej odwiedzanych parków narodowych w Ameryce Północnej. W ogóle nie ma się temu co dziwić, bo widok polodowcowych jezior po prostu zapiera dech w piersi. Znajdują się tu też gorące źródła Upper Hot Springs, trzy kurorty narciarskie, a także niesamowite, zważywszy na lokalizację i krajobrazy, hotele Hotel Banff Springs oraz Chateau Lake Luise. Park usytuowany jest wzdłuż autostrady, dlatego do wszystkich atrakcji można się dostać samochodem. Warto wspomnieć iż jest to najwyżej położona autostrada na świecie i jest płatna, wjazd na nią kosztuje 80 dolarów kanadyjskich.

      Przy tej części nie będę się rozpisywał, ponieważ nie istnieje zasób słownictwa, którym mógłbym Wam opisać, co widziałem, dlatego nie przynudzając, niech przemówią zdjęcia.





JEZIORA POLODOWCOWE MORAINE I LUISE


















JOHNSTON CANYON




















    Podążając ICEFIELDS PARKAWAY trudno nie zatrzymywać się co kilka kilometrów. Wzdłuż tej trasy aż roi się od widoków, które po prostu trzeba zobaczyć!








SUNWAPTA FALLS






LODOWIEC ATHABASCA


    Jakkolwiek słowo "lodowiec" może budzić w każdym naturę zdobywcy tu raczej lodowiec podbija się własnym autem. A zimą dowiezie Cię tam autobus. Autobus na lodowiec, serio! Niemniej i tak warto się tam wybrać, bo co tu dużo pisać i się stale powtarzać, widoki są niesamowite.








Ciąg dalszy wkrótce!

5 komentarzy:

  1. żeby coś takiego kiedyś zobaczyć! ach!

    OdpowiedzUsuń
  2. Te jeziora to bajka :))))

    OdpowiedzUsuń
  3. o rany! Tak bardzo chcę tam być!
    A w ogóle jakiego aparatu używacie? Bo zdjęcia rewelacyjne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybacz za poślizg, ale mój komentarz w odpowiedzi nie załadował się, a byłam przekonana, że już Ci odpisałam :) Aparat to Sony Alpha 77

    OdpowiedzUsuń