Nareszcie jest!

    Pokój szumnie zwany pracownią ma wymiar iście symboliczny. Po remoncie miał mi służyć do tworzenia rękodzieła, tymczasem już sam jego remont był dziełem moich własnych rąk. Od podłogi (kafelkowanie i fugowanie) po ściany i sufit (tynkowanie, gładzenie, malowanie) - wszystko tu się działo za sprawą mojej, wcale nie tak skromnej, osoby. Z pomocą Rudego (ale wciąż własnoręcznie!) zrobiłam blat roboczy i parapet. Absolutnie we wszystkim mam tu swój udział i jestem przekonana, że więcej twórczego ducha nie wpompowałabym w te ściany nawet gdybym stawiała je sama cegła po cegle. To musi być dobre miejsce do kreatywnej pracy!

     Dobre, choć... ciasne. Jeszcze na dobre się tu nie rozgościłam, a już zaczynam lekko żałować, że zaklepałam sobie ten pokój bez głębszej analizy. Pusty może wydawał się wystarczający, ale po wstawieniu paru mebli zaczyna brakować miejsca, a ja wciąż jeszcze zwożę kartony... Na szczęście jako ktoś, kto wie jak prowadzić szwalnię przy stole w kuchni doceniam każdy metr tego ciasnego przybytku ;-)

 

Prezentację zacznijmy może od tego jak było. A było... grubo.

    Bardzo żałuję, że nie mamy zdjęcia tego pokoju zanim tu posprzątaliśmy. Pomyślicie, że wygląda tu obskurnie, ale widząc masę śmieci, petów, popielniczek, butelek, ubrań, leków i syfu szeroko pojętego użylibyście bardziej kreatywnego słownictwa. Wszystko okraszone subtelną wonią kociego moczu, a od ilości wypalonych tu fajek zżółkło nawet okno i kaloryfer. Królestwo boazerii, mały Czarnobyl, noclegownia bezdomnych i siedlisko wszelkiej zarazy w jednym.

    O doprowadzeniu tego pomieszczenia do stanu, w którym można by tu snuć optymistyczniejsze wizje pisałam w tym poście. Potem było długo, długo nic, aż w końcu po niemalże roku wróciliśmy tu żeby położyć podłogę, listwy i parapet. A potem niepostrzeżenie minął kolejny rok kiedy ten pokój stał pusty...

   

Kiedy już prace remontowe w pozostałej części domu chyliły się ku końcowi odważyłam się w końcu zacząć zwozić tu sprzęt do pracy.  To co, jesteście ciekawi jak tu jest teraz?

|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|

Jeszcze odrobinkę  cierpliwości....
 
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
 
No już!

|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|

 Czekaliście dwa lata, nie dacie rady wytrzymać 30 sekund?

|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|

Tadam!
 

    Wyposażenie tego pokoju było całkiem tanie, żeby nie napisać darmowe. Blat roboczy zrobiliśmy ze starych desek podłogowych zerwanych z piętra, a słupek wspierający całą konstrukcję to kawałek starej więźby dachowej. Półka nad tablicą została znaleziona przy okazji sprzątania stodoły i odnowiona.  Szafkę z szufladami przyniósł z pracy Rudy - dostała tam nakaz eksmisji przy okazji wymiany wyposażenia w biurze. Pomalowałam ją na biało i prezentuje się tu całkiem ładnie, a do tego jest mega praktyczna. Nie uwierzycie, ale nawet te małe białe półki pod obrazy z Ikei znalazłam przy śmietniku. Nie jest to co prawda spektakularny łup, bo one nowe kosztują grosze (1500 groszy dokładnie), ale jak to mówią" grosz do grosza, a będzie... 3 dychy na kocią karmę". 

Widoczne na zdjęciu inwestycje jakich dokonałam:

  • kosz na śmierci - IKEA, 20 PLN
  • plastikowe pudełka - IKEA, ceny zależne od wielkości
  • lampa - 100 PLN (któryś budowlany, nie pamiętam)
  • tablica magnetyczna- SELGROS, 40 PLN
  • tablica modułowa + akcesoria - IKEA, 50 PLN
  • reling kuchenny - IKEA, 29 PLN (teraz na wyprzedaży!)
  • krzesło - IKEA, 299 PLN (zaszalałam, wszak spędzam na nim czasem 10h dziennie!)

(Nazwa tej szwedzkiej firmy będzie się tu jeszcze pojawiać, więc czuję się w obowiązku natychmiastowego sprostowania, że nie jest sponsorem tego posta. Ale mogłaby. Gdyby chciała)

Blat powstał ze starych desek podłogowych. Po oszlifowaniu ich ze starej powłoki jeszcze pachniały drewnem, co jest niesamowite bo podłoga miała co najmniej 50 lat! Blat okazał się tak duży (3 metry długości), że musiał wjechać przez okno.

        Mam słabość do wszelkich łapaczy kurzu, dekoracji, ramek i pudełek. Zbieram je przez cale życie toteż trudno mi wycenić poczynione wydatki dekoracyjno-organizacyjne. W każdym razie nie są to rzeczy niezbędne do życia, można sobie odpuścić, jeśli budżet tego nie przewiduje :-) Mój przewidywał systematycznie od lat, jeszcze zanim w ogóle myślałam o wyprowadzce z domu rodzinnego. Wtedy wypłata szła na głupoty to i na pudełka się hajs znalazł.

Porcelanowy kotek (wzorowany na prezesie Świniaku, of kors!) od Bordo

 


Korkowa mapa z Biedronki, ma działać motywująco - zaznaczam na niej miejsca na świecie, w które dotarły moje produkty. To cudowne, że są już na Hawajach, w Australii, Kanadzie, Tajlandii czy Estonii!

Tę półkę znalazłam w stodole. Po zdjęciu starej farby, pomalowałam, dodałam haczyki i jest teraz gustownym wieszakiem na breloczki)

 

    Metalowa szafka widoczna na zdjęciu jest absolutnie cudowna i kosztowała mnie 30 złotych, czyli dokładnie tyle ile puszka miętowej farby, którą ją pomalowałam. To też był poremontowy odpad z biura. Szczęście, że się akurat remontowali w tym samym czasie co my ;-) Zainwestowałam za to w karnisz (IKEA, 28 PLN) i w wiszącą doniczkę (IKEA, 29 PLN). Zasłony są właściwie za darmo, bo udało mi się je uszyć z resztek po skróceniu zasłon w kuchni. 

    Dumna jestem też bardzo z mojego totalnie niepraktycznego parapetu (trzeba czasem odkurzać korę, ale to poświęcenie przyjmuję na klatę z nabożną czcią, bo warto!). Zrobiliśmy go z drewnianego fosztu kupionego w sklepie budowlanym typu Leroy, czy OBI. Są różne grubości i każdy powinien coś dopasować dla siebie. Efekt taki, że mucha nie siada... ale koty jak widać owszem. Do tego koszt takiego parapetu jest dużo niższy niż gotowca, naprawdę polecam rozważyć!


Rośliny trochę zapyziałki, ale mam zwyczaj, że kupuję je tylko w wyprzedażowych umieralniach. Ta paprotka kosztowała 2,99 i składała się z samych łysych łodyg niemalże.

     Biały regał to też odpad, tym razem nasz własny, albowiem zakupiony został do salonu. Okazał się tam jednak za wąski, a że gdzieś po drodze ciut się uszkodził nie mieliśmy już możliwości go zwrócić. Akurat się wpasował idealnie między ścianę a okno.

 

 

Obraz z rudym kotem to zdjęcie autorstwa najlepszej futrografki Moniki Małek (zajrzyjcie koniecznie do jej sklepu!)
Kartonowa głowa kota jest od Nowe Kartonowe. Bardzo kreatywna zabawa w składanie trójwymiarowych modeli zwierząt, idealne dla dzieciaków. Mojego kota trochę przemalowałam i mimo iż to papier zniósł to dzielnie!

Moja kolekcja sukulentów liczy dwie i pół sztuki - dwa prawdziwe, jeden sztuczny). Podrabiany to ten szary kotek. Kupiłam dla doniczki, z myślą, że zawartość usunę i wyrzucę. Niestety klej okazał się za mocny...


3 komentarze:

  1. Grunt, aby tobie podobała się pracownia i dobrze w niej się czuła. Czekam na inne kąty z waszego domu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja bym chciała mieć swoją pracownię :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najważniejsze to, żeby to Tobie podobała się pracownia. :)
    wnetrzazklasa.net

    OdpowiedzUsuń