Wyznałam ostatnio na Instagramie, że mam taki dziwny zwyczaj, profanację można by rzec, że namiętnie czytam podczas jedzenia. Jest to zwyczaj katastrofalny dla książek (podejrzanie dziwne plamy), ale z genialnymi skutkami dla mnie, bo czy mam czas, czy nie czytam trzy razy dziennie (mogę być zawalona robotą, ale jeść przecież muszę!).
No więc skoro już tak dużo czytam, a Wy często pytacie mnie o odczucia odnośnie jakiejś książki to pomyślałam, że może starczy mi samozaparcia, by pisać tu krótkie recenzje tego co akurat przerobiłam. Na pierwszy rzut idą ostatnie cztery, kolejność przypadkowa, choć zacznę od tej, o której było chyba najgłośniej.
SZEPTACZ, ALEX NORTH - ocena 5/10
"Jeśli drzwi nie zamkniesz w porę, szeptać zacznie ktoś wieczorem."
Dziwny. Straszny. Przerażający. Takimi słowami określa się tę najgłośniejszą premierę minionego roku. Medialny szum wokół tej książki, ponoć horroru, wyjątkowo działa na jej niekorzyść. Pochlebne recenzje, zapowiedzi historii, po której nie można zmrużyć oka kreują oczekiwania, którym tam książka zwyczajnie nie jest w stanie sprostać.
Nie jest zła, czyta się ją szybko i całkiem przyjemnie, ale choć opowieść ma potencjał to gdzieś po drodze się on marnuje. Niby mamy wszystko, co jest składnikiem dobrego thillera - mamy umęczonych policjantów, obowiązkowo jednego alkoholika z mroczną historią rodzinną, mamy schizowego dziaciaka, który widzi zmarłych i mamy mrocznego mordercę, który szepta pod oknem i porywa dzieci. Czyli wszystko co kiedyś, gdzieś się już sprawdziło i co my, wielbiciele gatunku, bardzo lubimy. A jednak nie składa się to na efekt łał.
Do tego słowo "horror" to mocne nadużycie, co najwyżej dreszczowiec z mocno rozwiniętym wątkiem obyczajowym, trudnych relacjach ojca z synem, którzy nie mogą się dogadać po śmierci żony i matki. Przede wszystkim rozczarowuje jednak zakończenie. Do ostatnich stron miałam nadzieję na jakiś niesamowity zwrot akcji, tymczasem od połowy akcja zmierza w jednym kierunku, do tego bardzo przewidywalnym.
PREZENT, SEBASTIAN FITZEK - ocena 6/10
Tego niemieckiego autora darzę wyjątkowym zamiłowaniem i ekspresowo sięgam po nowości, które się u nas pojawiają. Zajrzałam na lubimyczytac.pl po trochę recenzji jego najnowszej książki i widzę, że zdania są podzielone, starzy wyjadacze są raczej rozczarowani. Może nie jestem obiektywna, ale ja tam jestem zadowolona. W "Prezencie" dostajemy intrygę, która komplikuje się z każdym kolejnym rozdziałem i której zakończenie zmienia się jeszcze kilka razy nim ostatecznie dobije do brzegu. Czyli tak jak zawsze u Fitzka. Wiadomo, że nie każda książka będzie wbijać w fotel jak moja ulubiona "Klinika", ale i tak historia Milana, współczesnego analfabety, który przypadkowo (czy aby na pewno?) staje się świadkiem uprowadzenia dziewczynki wciąga i jest do łyknięcia w jeden dzień.
KSZTAŁT NOCY, TESS GERRITSEN - ocena 4/10
Uwielbiam Tess, zwłaszcza jej kryminały medyczne i serię z Rizzolli, ale tu rzeczywiście nawet sentyment nie pomoże. Ostatnie książki spoza serii wprowadzały elementy ze świata duchów, miły powiew świeżości w jej dorobku, ale tutaj zdominowały fabułę. Która z kolei jest słabiutka i zmierza wprost do końca, bez żadnych magicznych zwrotów akcji. Ava, autorka książek kucharskich gnana wyrzutami sumienia (co jest ich powodem to chyba jedyna jako-taka tajemnica tej historii) przeprowadza się do małego miasteczka w Maine, do lekko nawiedzonego klimatycznego domu nad morzem. Trudno wytłumaczalne zjawiska, których tam doświadcza stają się motywacją do podjęcia śledztwa w sprawie historii sprzed ponad 100 lat. Zamiast thillera mamy raczej romans z duchem, dziwny erotyk, totalnie nie w stylu Tess! Atutem książki jest klimat opuszczonej posiadłości z widokiem na morze, momentami można wręcz poczuć morską bryzę i smak soli. Aaa no i spasiony majkun :)
W ŻYWE OCZY, J.P. DELANEY - ocena 5,5/10
Po bardzo udanej ,,Lokatorce” bardzo chciałam przeczytać kolejną książkę tego autora. Historia Claire, studentki aktorstwa, która tymczasowo dorabia sobie w kancelarii prawniczej demaskując niewiernych mężów jest całkiem intrygująca. Delaney wprowadza ciekawy zabieg w kreacji głównej bohaterki, mianowicie wstawki narracji niczym scenariusza sztuki, wszak dziewczyna marzy o karierze scenicznej. Dzięki temu autor z łatwością manipuluje czytelnikiem, bo nigdy nie wiadomo kiedy Claire gra, a kiedy jest sobą. Sama bohaterka chyba też tego nie wie, bo wcielając się w graną postać zatraca się w niej całkowicie. Kiedy już wydaje się, że wiemy co będzie dalej, nagle
całkowicie zmienia się tor akcji i wszystko zmierza w zupełnie innym
kierunku. Warto sięgnąć po książkę i postarać się przebrnąć przez zawiłości fabuły, by poznać zakończenie, które faktycznie jest zaskakujące. Czyli nieźle. Ale nie tak dobrze jak w "Lokatorce".
Podziwiam i gratuluję czasu na czytanie :) Ja sobie myślę, że może kiedyś na emeryturze przyjdzie czas w którym będę mogła sobie spokojnie poczytać :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo zadowolony że wszedłem na ten blog. Na tym blogu na pewno zostanie.
OdpowiedzUsuń