Jak pewnie zauważyliście maj w tym roku nie rzuca na kolana. Choć właściwie to rzuca - kolejne litry wody pod nogi. Deszcz towarzyszy nam nieustannie od kwietnia, dlatego wyjątkowo daliśmy wiarę prognozom pogody na długi weekend majowy i zrezygnowaliśmy z wyjazdu na Mazury. Postanowiliśmy wybrać się w miejsce, które jest totalnie obojętne na warunki atmosferyczne i pory roku, bowiem zawsze jest tam niewiele ponad osiem stopni na plusie i niemal zawsze jest tam tak samo wilgotno. Wiecie co to za miejsce? Podziemia Dolnego Śląska.
Dolnośląskie to bezapelacyjnie całe
korowody atrakcji, począwszy od tych przyrodniczych, jak Karkonosze czy
Park Narodowy Gór Sowich, przez zamki, jak chociażby Książ w Wałbrzychu,
aż do niezliczonych muzeów, tras spacerowych, rynku we Wrocławiu, czy
licznych parków rozrywki. O podziemnej alternatywie dla tych wszystkich
miejsc dowiedziałam się wiele lat temu oglądając w tv spot reklamowy
Tajemniczy Dolny Śląsk - nie do opowiedzenia, do zobaczenia. Idealnie
pasująca muzyka, piękne kadry, a przede wszystkim ujęcia z podziemnego
miasta Osówka. Przepadłam.
Obecnie w dolnośląskim jesteśmy kilka razy w roku. Za każdym razem jedziemy zobaczyć coś nowego i wciąż nie widzieliśmy wszystkiego. Będę nudna i będę się powtarzać, ale po prostu kocham ten region. Tym razem chęć ucieczki przed deszczem zagnała nas pod ziemię.
KOMPLEKS RIESE
Stanowi do dziś jedną z największych tajemnic III Rzeszy. Osówka wraz z innymi podziemnymi obiektami na terenie Gór Sowich oraz w podziemiach zamku Książ tworzyły wielki kompleks znany pod kryptonimem Riese-Olbrzym. Nie istnieją żadne dokumenty, które odpowiedziałyby na pytanie do czego miały służyć nazistom, co sprzyja tworzeniu spekulacji. Znaleziono za to takie, w których ilość zużytego betonu zupełnie nie odpowiada ilości tego, który znajduje się w odkrytych korytarzach. Mówi się, że miały tam powstać fabryki produkujące tajną broń lub laboratoria, w których stworzono by nadczłowieka. Jeszcze inna hipoteza zakłada, że miała tam być największa, najbardziej spektakularna siedziba Adolfa Hitlera. Przy budowie wykorzystywano do pracy jeńców wojennych i więźniów z obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. Szacuje się, że śmierć poniosło około 5000 ludzi, choć prawdopodobnie było ich o wiele więcej. Prace nad sztolniami ponoć nigdy nie zostały zakończone, ale wielu badaczy uważa, że znane nam korytarze nie miały dla Niemców żadnego znaczenia, a prawdziwy Olbrzym tkwi wciąż nieodkryty gdzieś głęboko w skałach. Wejścia do niego zostały przez hitlerowców skrupulatnie ukryte z nadzieją, że kiedyś będą mogli do kompleksu wrócić. Co tam zostawili?
W
Osówce polecam do zwiedzania wybrać trasę ekstremalną - jest przeprawa
łodzią po zalanych korytarzach oraz przejście wąskimi kładkami nad wodą
trzymając się lin uczepionych stropu. Wszystko to prawie w całkowitych
ciemnościach! Nam niestety znów się nie udało, za każdym razem jesteśmy
tam spontanicznie, a przy tej trasie wymagana jest wcześniejsza
rezerwacja.
Udało nam się za to w końcu dotrzeć do Sztolni Walimskich, tzw. kompleksu Rzeczka. To kolejny (z siedmiu) obiekt należący do projektu Olbrzym. Nie obejmuje żadnych ekstremalnych zalanych wodą korytarzy, ale znajduje się tu kilka audio wizualizacji. Możemy posłuchać dźwięków jakie prawdopodobnie odbijały się od tych skał, gdy byli tu Niemcy, wydawanych z agresją niemieckich rozkazów, a nawet rozstrzelania więźniów. Mocnym akcentem jest miejsce, w którym dowiemy się jak wyglądała katorżnicza praca więźniów, która kończy się symbolicznym gaszeniem światła oświetlającego każdego z nich i zapalania się w tym miejscu znicza. Do wyjścia odprowadzi nas monotonny głos recytujący imiona i nazwiska wszystkich, którzy tu umarli. Niestety, jak się domyślacie, głos ten nie milknąłby jeszcze długo po naszym wyjściu.
Udało nam się za to w końcu dotrzeć do Sztolni Walimskich, tzw. kompleksu Rzeczka. To kolejny (z siedmiu) obiekt należący do projektu Olbrzym. Nie obejmuje żadnych ekstremalnych zalanych wodą korytarzy, ale znajduje się tu kilka audio wizualizacji. Możemy posłuchać dźwięków jakie prawdopodobnie odbijały się od tych skał, gdy byli tu Niemcy, wydawanych z agresją niemieckich rozkazów, a nawet rozstrzelania więźniów. Mocnym akcentem jest miejsce, w którym dowiemy się jak wyglądała katorżnicza praca więźniów, która kończy się symbolicznym gaszeniem światła oświetlającego każdego z nich i zapalania się w tym miejscu znicza. Do wyjścia odprowadzi nas monotonny głos recytujący imiona i nazwiska wszystkich, którzy tu umarli. Niestety, jak się domyślacie, głos ten nie milknąłby jeszcze długo po naszym wyjściu.
Kompleks Rzeczka. Nisza na broń tuż przy wartowni |
Wartownia |
Takim wózkiem więźniowie musieli transportować urobek skalny, który pozostawał po drążeniu korytarzy. Siłą własnych rąk |
Część korytarzy jest zalana, nie ma funduszy na ich osuszenie i sprawdzenie |
W tym miejscu posłuchacie o codziennej pracy więźniów |
Znam historię niemal wszystkich polskich obozów koncentracyjnych, czytałam godzinami zeznania więźniów znajdujące się w Archiwum Oświęcimskim, a i tak zrobiło to na mnie mocne wrażenie. Musimy pamiętać, że te podziemne atrakcje to tak naprawdę wielkie grobowce.
Do kompleksu należy też Soboń, Jawornik, Włodarz i Sokolec, ale nie byliśmy jeszcze w żadnym z nich. Kilka lat temu byliśmy za to w podziemiach Zamku Książ, ale wydają się być najmniej ciekawe z całego kompleksu i korytarz udostępniony do zwiedzania jest bardzo krótki. Uważa się, że istnieją jeszcze podziemia przy Wielkiej Sowie i Mosznie (widoczne studzienki wentylacyjne i świadczące o tym dokumenty), jednak dotychczas nie zostały odnalezione wejścia do podziemi.
KOPALNIA URANU W KLETNIE
Jako kopalnia istnieje przynajmniej od XV wieku, choć wtedy wydobywano tu tylko rudę żelaza i miedzi. W
1947 roku pojawiła się w Polsce grupa radzieckich ekspertów, którzy
zainteresowani byli dobrze już rozpoznanymi pod względem geologicznym
Sudetami. W kolejnym roku rozpoczęto prace poszukiwawcze złóż
uranu, prowadzone przez ZSRR. Kadra inżynierska była wyłącznie radziecka, robotnicy, jak się domyślacie, polscy.
Poszukiwania były tajne, w sprawozdaniach nie pisano "uran" tylko "metal" i żaden z tych robotników nigdy nie dowiedział się, dlaczego tak młodo umiera. Wydobyto tu 20 ton uranu.W latach 50. i 60. wydobywano tu głównie fluoryt, potem kopalnie zamknięto, a sztolnie zawalono. Do zwiedzania udostępniony jest tylko niewielki fragment, (podobno bezpieczny!), właśnie sztolnia fluorytowa, w której będziecie mogli zobaczyć wiele atrakcyjnie oświetlonych wystąpień miejscowych
minerałów (fluoryt, ametyst, szczotki kwarcowe i in.) oraz szereg
specjalnych ekspozycji. Będziecie mogli się też przekonać jak kawałek uranu wielkości paznokcia wprawia w szalone cykanie licznik Geigera.
żyła fluorytu |
Po zwiedzaniu kopalni warto wybrać się na okoliczne hałdy, na których sami możemy zabawić się w zdobywców i własnoręcznie poszukać prawdziwych minerałów. My podczas piętnastominutowych poszukiwań znaleźliśmy pokaźną kolekcję ametystów :-) Idealne zwłaszcza dla dzieciaków!
Będąc w pobliżu kopalni warto wybrać się też do znajdującej się tuż obok Jaskini Niedźwiedzia i otulającego ją Rezerwatu Przyrody. Należy jednak mieć na uwadze, że jest to rezerwat i obowiązują dzienne limity zwiedzających. Nam nie udało się wejść do Jaskini, zamierzamy to nadrobić następnym razem. Daremnego spaceru po rezerwacie nie żałujemy wcale, bo jest naprawdę przepięknie... zwłaszcza kiedy nie pada ;-)
Rezerwat Jaskinia Niedźwiedzia |
TWIERDZA KŁODZKO
Twierdza Kłodzko to jeden z najbardziej okazałych zabytków Dolnego Śląska. Z jej wyższych partii można podziwiać przepiękną panoramę miasta i okolicznych gór, wewnątrz – zobaczyć dobrze zachowane ślady kultury militarnej i wystawy poświęcone historii tego miejsca.
Panorama miasta widoczna z Twierdzy |
Największa przebudowa kłodzkiego zamku, wprowadzająca zmiany, z których
większość przetrwała do dziś, rozpoczęła się w XVII wieku. Wtedy rozpoczęto przygotowania do przekształcenia go w twierdzę. Powstało wówczas dzieło koronowe (w kształcie korony)
składające się z 3 bastionów (obronnych budowli wzniesionych na
wysuniętych narożnikach obwałowania twierdzy). Czoło tych umocnień skierowano na północ, gdyż była tam
najtrudniejsza do obrony otwarta przestrzeń. Od południa, tuż przy obecnym wejściu do Twierdzy zamek miał naturalną obronę w postaci
stromego kamienistego zbocza góry.
Ekspozycja o sposobie leczenia w Twierdzy |
Nie dla ludzi o słabych nerwach! Nie, nie chodzi o te dziwne manekiny, ale o sposób obchodzenia się z rannymi żołnierzami. Sposobem na niemal wszystkie obrażenia była... amputacja. Zobaczycie oryginalne narzędzia służące lekarzom do obcinania żołnierzom rąk, czy nóg.
Ostateczny etap rozbudowy zakończył się w XVIII wieku. Zbudowano donżon - najwyższy punkt twierdzy, masywną wieżę mającą być ostatnim miejscem oporu podczas ataku. Znalazły się w nim
trzypoziomowe głębokie nawet na 20 metrów magazyny i kazamaty, ze
zbrojownią, apteką, laboratorium i pomieszczeniami dla załogi.
W II połowie XIX wieku twierdza straciła
obronny charakter. Była wykorzystywana jako wojskowy magazyn,
więzienie, a w czasie II wojny światowej również jako zakład pracy
przymusowej, w którym produkowano części elektroniczne do U-bootów oraz
rakiet V1 i V2. Po wojnie na terenie twierdzy mieściły się składy i
magazyny wojskowe oraz wytwórnia win. Podobno potem była tam nawet piekarnia!
Najciekawszym miejscem zwiedzania Twierdzy jest moim zdaniem Labirynt (tak, zgadliście, to też podziemia Dolnego Śląska!), czyli chodniki kontrminerskie. Podczas oblężenia twierdzy, jedną z metod walki było robienie przez
wrogów podkopów pod dzieła obronne twierdzy w celu ich wysadzenia.
Dlatego też w twierdzy stworzono system korytarzy, którymi obrońcy warowni mogli zarówno wysadzać stanowiska
artyleryjskie nieprzyjaciela oblegającego twierdzę, jak również
likwidować ewentualne podkopy wroga. Łączna długość tych korytarzy
wynosi ok. 40 km. Ponieważ nigdy nie były one wykorzystane, przetrwały w
pierwotnej formie i część jest udostępniona do zwiedzania. Mieliśmy fart być ostatnią grupą zwiedzających tego dnia i byliśmy sam na sam z przewodnikiem, dzięki czemu mogliśmy mu zadawać milion pytań :-) Niesamowicie chodzi się tymi skąpo oświetlonymi korytarzami, zwłaszcza, że wciąż się rozwidlają i naprawdę można się tu zgubić (choć nasz przewodnik zarzekał się, że zagubieni zwykle znajdują się po kilku godzinach trochę wystraszeni, ale wciąż żywi :P). W jednym miejscu korytarz ma ledwie metr wysokości i trzeba pokonać go na kolanach!
Chodniki kontrminerskie |
BONUS!
Dwa tygodnie wcześniej, kiedy jeszcze
deszcz nie lał się z nieba strumieniami, byliśmy w Błędnych Skałach,
które też są zdecydowanym MUST SEE Dolnego Śląska. Przez skalny labirynt
pełny głębokich szczelin, korytarzy, grzybów i blokowisk skalnych oraz
intrygujących skał wiedzie fascynująca trasa turystyczna. Świetnie
będzie się tutaj bawić małe dziecko, świetnie bawiliśmy się my.
Przemierzając zaułki labiryntu często natkniesz się na większego
gabarytowo turystę, który chwilowo utknął :-)Wąskie skalne korytarze nie
raz wycisną z Was ostatni oddech (trzeba wciągać brzuch!) albo rzucą
Was na kolana (dosłownie!).
Naszym zdaniem Błędne Skały są super opcją na wypad z dziećmi, ale raczej takimi na własnych nogach. Nie przeciśniecie się tutaj wózkiem
dziecięcym. Nosidełko też będzie problemem, są miejsca gdzie trzeba przeciskać nawet plecak. Niektóre przejścia mają ledwie kilkadziesiąt centymetrów szerokości i trzeba je pokonywać bokiem. Ale widzieliśmy śmiałków, którzy przeciskali się tam i ze swoim wielkim brzuchem. Jak utkniesz zawsze jakiś życzliwy i rozchichotany człowiek przyjdzie z pomocą Cię przepchnąć :) Naprawdę jest tam wesoło!
W niektórych miejscach trudno przejść z plecakiem |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz