Drogi Mikołaju...


     Święta. Moment w roku kiedy czas trochę zwalnia, a ja nareszcie mam chwilę, by zająć się rzeczami, które zwykle, mimo licznych postanowień, leżą odłogiem. Dzięki temu właśnie powstał wpis na blogu. Już nie obiecuję, że będzie ich więcej, że będą regularne. W moim życiu mnóstwo się dzieje, a ja (jeszcze!) nie jestem mistrzem organizacji obowiązków. Mam nadzieję, że mimo to, wciąż ktoś tu zagląda. No więc, Zbłąkany Czytelniku tego zapomnianego przez świat bloga - Wesołych Świąt!
      W tym roku moje uwielbienie do szarego papieru i jutowego sznurka nie minęło. Wciąż uważam, że to najlepsze opakowanie prezentu ever!

 



A co w środku?


     Książki. Uwielbiam. 28 pozycji przeczytanych podczas dwutygodniowych ferii to mój rekord. Ale to było w innym życiu, kiedy jeszcze trzecia pała z matmy oznaczała ludzką tragedię, obowiązki domowe należały do kogoś innego, a ferie oznaczały dokładnie 14 dni nicnierobienia.



   Skarpety. Prezent pożądany przeze mnie tak samo jak książki. Im bardziej są słodkie, puchate, kolorowe i przypałowe tym bardziej ich pożądam!


 Piżamy. Zasada taka sama jak przy skarpetach. Mają być urocze, flanelowe, w zwierzątka...

     The Body Shop to jedyna firma kosmetyczna, której jestem wierna i już nie wyobrażam sobie życia bez jeżynowego balsamu do ust, czy truskawkowego balsamu. Po pierwsze zapachy są cudowne. Po drugie przy ich tworzeniu nie ucierpiało żadne zwierzę!

 

Zimowy dres. Dla osoby pracującej w domu to jak najlepsza wieczorowa kiecka od projektanta! ♥


    Tego lisa uszył Rudy. Sam. W swoim życiu dwa razy obsługiwał maszynę do szycia. I w obu przypadkach szył coś dla mnie ♥ Im jest bardziej pokraczny, krzywy i im bardziej się pruje (w sensie lis, nie Rudy!) tym bardziej go kocham. Do tego jest pomalowany fluorescencyjną farbą i świeci po ciemku!

Wielka pucha na psią kocią karmę. Tylko taka wielokocia matka jak ja doceni tak piękny prezent ;-)


 ...zwłaszcza, gdy jest po brzegi wypełniona ulubionymi słodyczami. Zapas na rok. No dobra, na pół roku. Ok! Na miesiąc na pewno mi styknie! ;-)


KUBKI. Lubię zbierać, choć tak naprawdę od 3 lat piję z tego samego ręcznie malowanego kubka, który już dawno przestał być ręcznie malowany. Crazy cat lady - jesteś dla niego godną konkurencją!


Wielki szal, który jest też trochę kocem. Jeszcze nie zdecydowałam :)

A na koniec garść świątecznych głodoZmorów. Tęsknił ktoś?





2 komentarze:

  1. Bluza z misiem! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Weszłam tu cudem, bo miałam nieodklikniętą suskrybcję tego opuszczonego przez Boga, ludzi i koty bloga :D kubek kociary przygarnęłabym z kolei ja. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń