Dear Summer, I'm going to miss you. Bye!



    W wakacyjnych "planach idealnych" od kilku lat marzy nam się wycieczka samochodem po Europie. Kto się orientował w cenach ten zaufa na słowo, że to marzenie brutalnie śmieje się w twarz naszym dochodom, ledwie po-studenckim. Nasza biedniejsza wersja Eurotripu musiała więc ograniczyć się do dwóch państw: Włochy-Chorwacja (choć przejechaliśmy przecież przez Czechy, Słowację, Austrię, Węgry, Słowenię... ;-) Na więcej nie byłoby nas chyba stać, bo już ta wyprawa mocno nadszarpnęła przewidziany budżet, mimo wszelakich oszczędności (np. kupienie bezużytecznej rzeźby kaczki za 300 kun, zamiast za 370, ale "będzie tak pięknie wyglądać na ganku, proszę, proszę, proszę!").


Na wakacje jechaliśmy we trójkę czwórkę - honorowe miejsce z tyłu miał Pan Bagaż ;-)

    Część włoska zakładała dwudniowy camping w okolicach jeziora Garda, wizytę w Gardalandzie, Wenecji i Weronie. Zatrzymaliśmy się na polu campingowym w mieście Garda, ponieważ bardzo spodobało nam się miasteczko. Miasteczko, do którego de facto wpadliśmy zjeść tylko szybką pizzę (na śniadanie!!!) przed wyjazdem do Chorwacji. Przy tak napiętym planie samego jeziora też niestety nie zobaczyliśmy (tzn. ja widziałam je raz, kiedy chodziłam po campingu próbując złapać zasięg). Ale wnioskuję z pocztówek, które widziałam w mieście, że to bardzo ładna okolica, polecam! ;-)

    Do Gardy dotarliśmy popołudniu. Namiot "rozkładał się" tak długo, że tego dnia jedyną atrakcją było zjedzenie zupki chińskiej przy naszym (o dziwo) postawionym przed zmrokiem schronieniu. Nasze niezbyt duże doświadczenie w campingowaniu wyszło już przy wyborze paletka. Fortunnie namiot zmieścił się... na styk (samochód nie miał tyle szczęścia i trochę mu się dostało od gałęzi, która nie chciała z nim dzielić przestrzeni...).


Chłopaki trochę się umordowali, ale zdążyli ledwie przed zmrokiem! :)

    Kolejnego dnia  o 10 stawiliśmy się w Gardalandzie (szczegółowa relacja tutaj), by po o 18 pędzić do Wenecji na ostatnie  choć promienie słońca (zdążyliśmy na całe 20 minut!). W Mieście Kanałów spędziliśmy jedynie 3 godziny i to po ciemku, ale przynajmniej mogę powiedzieć, że w końcu tam byłam, widziałam i będę spać spokojnie kiedy Wenecja utonie na zawsze. A poza tym wieczorem jest tam cudownie, romantycznie i radzę ją zwiedzać tylko w nocy!


 





    Na camping wróciliśmy o 1 w nocy. Po deszczowym dniu czekała tam na nas tylko wilgoć w namiocie i materace, z których zeszło powietrze. Pierwsza zasada oszczędnego podróżnika: campingowanie to nieustająca przygoda! ;-)

   Następnego dnia skoro świt, czyli gdzieś o 11, wyruszyliśmy do Chorwacji. Nawigacja podpowiadała, że do Brestovej dojedziemy na 19, niestety musieliśmy ją wyprowadzić z błędu, bo ostatni prom, jakim mogliśmy się stamtąd dostać na wyspę, na której planowaliśmy spędzić urlop, odpływał o 18. I tak o 18.03 wypadłam z auta w jednym bucie prosząc biletera, by wpuścił nas na pokład. Zdążyliśmy!!!
    Wynajęliśmy apartament na małej wysepce niedaleko Cresu w mieście Mali Lošinj. Rozważaliśmy Krk, ale wygrały delfiny (na wyspie Lošinj jest centrum badawcze tych morskich stworów, a każdy pływający przy wyspie delfin ma własne imię!). Miasto, w którym się zatrzymaliśmy nie jest wielkie, ale największe na wyspie. To typowa portowa okolica, choć z dużą ilością ładnych dzikich plaż. Można wypróbować tych w zatoce Kvarner, gdzie woda jest cieplejsza i spokojna lub odważyć się kąpać w tych otwartych na morze. Wyspa jest górzysta i po mieście można poruszać się niemal jedynie w górę lub w dół, ale wszędzie można bez problemu dojść pieszo. A spacer tymi wąskimi starymi uliczkami (pełnymi kotów!) jest bardzo przyjemny. Centrum usytuowane jest oczywiście w porcie i choć nie jest duże, znajduje się tam wszystko co potrzebne na urlopie - restauracje, lodziarnie, sklepiki z pamiątkami, dyskoteka. Wieczorem w knajpkach grana jest muzyka na żywo i robi się tam bardzo klimatycznie. Z wszystkich chorwackich miast Mali Lošinj najbardziej mnie urzekło. 

Najlepszy widok z tarasu ever!!!












 

    Co można robić na Mali  Lošinj? Oprócz pływania, opalania, jedzenia i karmienia kotów (^^) polecam wybrać się na jakąś wycieczkę. Można zwiedzić Cres i popatrzeć na sępy płowe (choć wg Rudego jedyny sęp jakiego spotkał na wyspie to ja). 120 € kosztuje Dolphin Searching (cała czteroosobowa łódka + Pan Tropiciel Delfinów). My w ramach oszczędności się nie wybraliśmy (Rudy, łajjj?!), dlatego jedyny delfin, jakiego widziałam to plasterek na moim kolanie :-(. Kolejne opcje to całodniowe wycieczki na pobliskie wyspy, wszystkie za 190 kun (w cenie obiad na statku). 
    My popłynęliśmy na Susak, wyspę, która w całości jest z piasku. Choć początkowo wyspa wydaje się opuszczona (nie licząc morza turystów, które wylewa się ze statków), warto w uliczkach poszukać winiarni. Wyspa słynie z win i ich wyjątkowego smaku, który zawdzięcza winoroślom wyrastającym z piasku właśnie. Po degustacji zdecydowaliśmy się na 5 butelek (Pan Sprzedawca Win od razu spytał skąd jesteśmy ;-). Potem warto pójść po prostu na plażę i skorzystać z... piasku. I tego luksusu jaki daje ciepłe morze i piasek pod stopami!




 


To nie zdjęcie z basenu!

Uff.. teraz dwie wiadomości. 
Dobra: dobrnęliście do końca tego postu! 
Zła: i do końca wakacji również (chlip...)


photos by Michał Raban 

17 komentarzy:

  1. ja tam dobrnęłam z lekkim zawodem, że to już koniec postu ;-) bardzo ładne zdjęcia, oddany klimat miasteczka (chyba! bo nie byłam, żeby wiedzieć na pewno ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. po studencki budżet nie powinien przewidywać nawet wycieczki do Czech ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady, większość studentów do Czech jeździ jak do sklepu, tylko po alkohol. Byłeś/aś biednym studentem ...

      Usuń
    2. Student zmotywowany daje radę ;-) poza tym napisałam, że POstudencki. Trochę się już dorobiliśmy w rok po studiach, nie głodujemy ;-)

      Usuń
  3. super fotorelacja!

    OdpowiedzUsuń
  4. JAK PRZYSTALO NA KOTA Z WASEM DUZO KOTOW ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. I jak Ci się podobalo na campingu? jaki standard?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak bywało kiedyś, jedynie ze słuchu, że trochę bida na campingach. Teraz standard jest bardzo wysoki, na campingach jest czysto, łazienki sprzątane, są pralki. Na miejscu bary, restauracje, place zabaw dla dzieci, baseny. Camping to bardzo fajny pomysł na wakacje, możliwość poznania ludzi, przeżycia "cywilizowanej" przygody ;-) ja na pewno jeszcze się wybiorę nie raz!

      Usuń
  6. Rzeczywiście miasteczko wydaje się mieć swój urok. Ale czy tam wszędzie są schody?????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No generalnie tak ;d ale naprawdę nie ma tak źle z włażeniem!

      Usuń
  7. kiciusie ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo fajnie piszesz, lekko się czyta i przyjemnie. Pielęgnuj umiejętność, bo w dzisiejszych czasach coraz gorzej z tym ;-)

    OdpowiedzUsuń