Praha

     Stolica Czech nazywana jest często złotym miastem, choć to nie ten szlachetny kruszec wypełnia Pragę po brzegi. Żebracy, artyści, turyści i gołębie - mieszanka kulturowa, klasowa, a nawet gatunkowa (!) kipi na moście Karola, by później spłynąć w każdą uliczkę Nowego i Starego Miasta. Bynajmniej nie jest to przywara tego miejsca. Wręcz przeciwnie!


   Do Pragi wybraliśmy się jeszcze przed świętami, by odwiedzić jarmark bożonarodzeniowy (pisałam o tym tutaj). Plan 2-dniowej wycieczki, prócz jarmarku, nie zakładał żadnych konkretów, poza szwendaniem się ulicami tej europejskiej stolicy kultury. I dobrze, bo ten czas na nic ponadto by nie wystarczył.
     Zatrzymaliśmy się w centrum miasta, niedaleko  Ratusza i Zegara Astronomicznego, przy którym  co roku organizowany jest jarmark. Tam też skierowaliśmy swoje pierwsze kroki po zameldowaniu.


    Pod samym Zegarem jest strasznie ciasno. Miejsce jest tak oblegane przez turystów, że posłużyło Czeskim Braciom w jednej z ich słynnych zemst. Kojarzycie śpiocha, który obudził się ubrany w koszulę nocną na łóżku ustawionym gdzieś wśród gromkiej widowni? To było właśnie tam! (link do filmiku, dla tych, którzy przegapili).




    Następnie skierowaliśmy się na Most Karola, który łączy starą i nową Pragę. To właśnie tam, na zaledwie 500 metrowym odcinku można podziwiać bogaty koloryt lokalny tego miasta (no i piękną panoramę!)








    Prócz ludzi i ptaków na moście natknąć się można na sporą kolekcję rzeźb i pomników. Z kilkoma z nich wiąże się nawet ciekawa legenda. Chodzi o figurę świętego Nepomucena, praskiego duchownego, który miał zostać zrzucony z mostu wprost do Wełtawy na rozkaz króla Wacława IV w XIV wieku. A wszystko dlatego, że nie chciał zdradzić tajemnicy spowiedzi! Król był bowiem chorobliwie zazdrosny o swoją małżonkę Joannę i chciał się od jej spowiednika dowiedzieć, czy żona była mu niewierna. Ksiądz po długich torturach w końcu zgodził się zdradzić treść spowiedzi Joanny, ale pod jednym warunkiem - ujawni ją jednej wybranej osobie wśród obecnych w pomieszczeniu. I tak powiernikiem pożądanej tajemnicy stał się... pies króla, obecny w pokoju! Spryt duchownego nie został bynajmniej doceniony przez Wacława i biedak zakończył swój żywot w czarnych odmętach rzeki.
     Podobno dotknięcie którejkolwiek z postaci tej historii ma przynieść szczęście i zagwarantować powrót do Pragi w przyszłości. Trudno powiedzieć ile jest w tym wszystkim prawdy, ale sądząc po wypolerowaniu wszystkich trzech płaskorzeźb, każdy woli spróbować tak na wszelki wypadek! ;-)








    Most po zmroku jest całkiem romantyczny i pewnie dlatego dość licznie przybywają tam pary na nocne spacery. A potem, jeśli wierzą, że ich miłość jest wyjątkowa, przypinają na barierkach kłódki, mające strzec ich przed wichrami życia i rozstaniem. Zwyczaj obecny już chyba w każdym większym mieście, prawda? My w każdym razie nie zatrzasnęliśmy kłódki na moście, z obawy, że gdybyśmy jednak zechcieli się rozstać, to po co jakieś niewidzialne kajdany mają nas ze sobą trzymać? ;-)


    Most zaprowadzi nas do kolejnej części Pragi i górującego nad wszystkim Zamku na Hradczanach, czyli dawnej siedziby czeskich władców (w tym i naszego zazdrośnika Wacława!). Hradczany były kiedyś królewską dzielnicą i do 1918 roku zamek był siedzibą monarszą.




 




    Sam zamek od niedawna służy znów jako siedziba władcy.  Jakiego spytacie, bo przecież Czechy nie są monarchią. Otóż na zamek wprowadził się prezydent republiki. My o tym wówczas nie wiedzieliśmy i pod zamkiem staliśmy się mimowolnymi uczestnikami jednego protestu, a także tłumną widownią wojskowych uroczystości. Pod zamkiem codziennym rytuałem jest też zmiana warty.





     Sam zamek nie jest jakiś efektowny. Wrażenie rekompensuje za to w zupełności Katedra Wita na dziedzińcu. Najpiękniejsza, gotycka, budowana przez sześć stuleci, chlubi się wieloma „naj“. Przede wszystkim jest to symbol duchowy narodu czeskiego i miejsce, w którym spoczywają najwięksi władcy w historii Czech.






    Zwiedzanie katedry jest płatne, ale samo wejście do środka, by "rzucić okiem" już nie. Ten wariant wydaje się być wystarczający, żeby obejrzeć wystrój i zrobić kilka zdjęć.



Panorama z dziedzińca Zamku robi wrażenie. Jest stamtąd widok na całą Pragę!



    Z czeskich pamiątek najbardziej przypadły mi do gustu emaliowane naczynia. Pamiętam jak mój dziadek siorbał zupę z takiej miski, więc przez sentyment również się w taką miskę zaopatrzyłam. Kupiliśmy też kilka kubków. Ceny są imponujące - kubek ok. 40-50 złotych, a dzban na mleko (mój faworyt!) po 200. Jeśli jednak wstrzymacie się z zakupem w Starym Mieście, znajdziecie w uliczkach pomniejsze sklepy, gdzie za kubek zapłacicie już tylko 30 złotych.




   W Pradze jest również cała masa sklepów z marionetkami. Wynika to z obecności Teatru Marionetek, wielkiej chluby miasta. Z ciekawości warto do takich sklepów zajrzeć, choć lalki są raczej przerażające. Podobnie jak wszechobecne w Pradze maszkarony. Brrr!










    Na końcu mam dla Was porady praktyczne. A właściwie jedną. Najważniejszą. Jeśli macie możliwość, nigdy nie wybierajcie się do Pragi samochodem! W mieście nie będzie Wam do niczego potrzebny, a znaleźć dla niego miejsce na czas pobytu jest niemożliwe! Nie zaparkujecie go przy ulicy (mieszkańcy mają wykupione abonamenty), a jeśli spróbujecie to koszt wyjazdu powiększycie o mandat - policja stale czyha na takich śmiałków. My krążyliśmy godzinę próbując znaleźć miejsce w pobliżu naszego hotelu, w końcu zostawiliśmy go przy ulicy i biegiem do recepcji z pytaniem o parking. Odesłano nas na parking płatny (mało który średni hotel ma bezpłatny parking dla gości), za który zapłaciliśmy 170 złotych za dobę. Warto się z tym liczyć decydując się na podróż autem, bo koszty drastycznie wzrastają - cena jednego noclegu w kwocie 240 złotych powiększyła się na miejscu niemal dwukrotnie.
   Ceny produktów w sklepach i knajpach są do zaakceptowania. Warto zabrać do domu trochę czeskich produktów. Bo o ile czekolada Studentska jest już w naszym Tesco, tak Absyntu w 10 smakach już nie. Małe buteleczki sprzedawane są w każdym sklepie z pamiątkami, dokładnie tyle wystarczy, by po prostu spróbować. Po spróbowaniu Absyntowi mówię zdecydowane blee.
    Czeskie jedzenie nie jest najgorsze, choć gdybym miała tam zostać dłużej musiałabym przywieźć sobie chleb z Polski - ten lokalny jest mocno kminkowy. Nie próbowaliśmy zbyt wiele miejscowych specjałów, prócz Langosza na jarmarku i ziemniaków z serem. To pierwsze było dobre, to drugie nie, ale za to śmiesznie brzmi ;-)


Znaleziskiem w jednej z praskich uliczek kończę ten obszerny wpis. Miłej niedzieli! ;-)


*fotodokumentację wycieczki zrobił oczywiście Rudy!

11 komentarzy:

  1. Bardzo lubię Pragę :) dawno tam nie byłam, a swoim wpisem przypomniałaś mi, że warto tam powrócić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się więc, że na coś się przydał ;-)

      Usuń
  2. Z wielką przyjemnością zwiedziłam z Wami Pragę. We wszystkich opisanych miejscach byłam,pyszne jedzenie jadłam na ulicy Rybnej w małym lokaliku "Miracul", dotknęłam Nepomucena,nie pamiętam w co , i mam wielką ochotę tam wrócić boPraga jest piękna!!!! Serdecznie pozdrawiam !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. No nareszcie! Nie dbasz nic o czytelników :]

    OdpowiedzUsuń
  4. pierwsze zdjęcie BOMBA!

    OdpowiedzUsuń
  5. A co u głodozmorów??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest właściwe pytanie!

      Usuń
    2. Odpukać wszystkie zdrowe, żarłoczne jak zwykle, wkrótce może coś więcej na blogu

      Usuń
  6. Pierwsze i wszystkie zdjęcia super. Aczkolwiek ja przy takiej pogodzie nie mam ochoty na zwiedzanie, chyba ze takie bez ruszania się z domu oglądając zdjęcia ;))

    OdpowiedzUsuń