Takich dwóch, jak ich trzech to nie ma ani jednego! ;-)


   Jak pisałam w komentarzu pod wcześniejszym postem, rodzinka nam się trochę powiększyła. Niedźwiedzica Miszka wzbogaciła się o jeszcze dwóch braci...
    Kotka została odrzucona przez rodzicielkę z powodu choroby, czym przewrotnie zdobyła sobie tydzień dłużej w pieleszach u nowej ludzkiej matki. Kocury dołączyły do nas dopiero po tym jak pewien sk*&$!#^n/pan w szale ogrodowych porządków wyrzucił kociaki przez płot. Jednego szukał nawet całą godzinę, czym strasznie się przed nami chełpił. Czarnego kocurka udało się nam zlokalizować szybko - był chory na koci katar i od razu został zabrany do weterynarza. Niestety, mimo poszukiwań, nie odnaleźliśmy ostatniego kota i w jedną z pierwszych chłodnych nocy był zdany na siebie. Szczęśliwie, z samego rana kociak znalazł się właściwie sam. Z powodu wirusa był ślepy na jedno oko i również trafił do lecznicy.
    A teraz, kiedy sytuacja jest już opanowana, mamy w domu kocie przedszkole. Całe szczęście, że moje kastrowane kocury są lepsze od niejednej rodzonej matki! ;-)



    Drugi w kolejności odnalezienia, a chyba ostatni w miocie był czarny kocurek, zwany teraz Ickiem. Swoje imię zawdzięcza najmniej rozgarniętemu spojrzeniu z całej trójki - "nic nie widziałem, nic nie słyszałem, nie rozumiem co do mnie rozmawiasz". Icek jest też najsłabszy, najmniejszy i najbardziej chorowity (5 dni po skończeniu leczenia antybiotykiem ma nawrót choroby), a jego bezmyślny pyszczek jeszcze zyskał dzięki stale wywalonemu jęzorowi i ogromnemu ślinotokowi (co mu na szczęście minie, jak tylko wyzdrowieje i zniknie nadżerka na jego języku!).




     Czarno-biały kocurek jest najsilniejszy, największy i weterynarz posądził go nawet o to, że.... nie jest z tego miotu! Roboczo został więc Kukułczym Jajem ;-) największym respektem Kukułcze Jajo darzy tatę Czesia (ciekawe czy wpływ na to ma fakt, że są niemal identyczni?)
 
     Na koniec iście sielskie obrazki idealnej familii. Nasz największy kocur okazał się największą kwoką! Teraz uciekam grzać mleko, a Wam życzę udanego weekendu. Ci, którym wciąż świeci słońce - do parku na spacer marsz!





18 komentarzy:

  1. kot z jęzorem - biorę!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koty jak najbardziej do adopcji - w razie zainteresowania proszę o kontakt ;-)

      Usuń
  2. nazwałaś kota Kukułcze Jajo? WTF

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też jestem pod wrażeniem =)

      Usuń
    2. oj, bo to jest kot rdzennej Ameryki z indiańskiego rezerwatu ^^

      Usuń
  3. Mały i duży czarnobiały - LOVE! Zazdroszczę tej przygody z kotami, którą masz praktycznie na okrągło ;-]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem to przygoda, ale jednak więcej obowiązek. A jak mówi mój facet to jest to nawet patologia ;-)

      Usuń
  4. Szalony Rudy Kociak18 października 2014 22:38

    Nie moge czytać Twojego bloga,bo jeszcze mi sie zachce innego kociaka niż rudy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też bym chciała rudasa...mam już tyle podwójnych/potrójnych egzemplarzy w kolekcji, a tego nie mam ani jednego :(

      Usuń
  5. strasznie duzo chyba Ccie kosztuja te koty.... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie chorują to nie ma dramatu ;-) ani nie jemy suchego chleba, ani nie muszę się lękać, że koty zjedzą nas ;-)

      Usuń
  6. I co z nimi zrobisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie wychowuję, szukam domów, a jak będą za długo i zabraknie nam jedzenia to zacznę je zjadać po kolei ;d

      Usuń
  7. To naprawdę kocur? Moj fuczy jak tylko przyniosę coś kociego do domu. W zyciu by się tak nie zaangażował w wychowanie!

    OdpowiedzUsuń
  8. śliczne kociaki to i zdjęcia sie fajnie ogląda. Jednak co małe to piękne, niezależnie od gatunku :]

    OdpowiedzUsuń