WAKACJE Z RELOKACJĄ KAMPERA.

    Od lat marzyło nam się #vanlife, jednak domowy budżet prawdopodobnie tego nie udźwignie jeszcze przez dziesięciolecia. Relokacja kampera brzmiała jak odpowiedź na nasze modlitwy, jednak próżno szukać w Internetach dowodów na prawdziwość tej inicjatywy. Bujnąć się po Europie nowiutkim vanem wartym 100K płacąc symboliczne 1€ za dobę? Uwierzycie?

    
     To dobrze, że nie uwierzyliście, bo aż tak dobrze to nie ma! Jak w każdej podejrzanie dobrej ofercie i tu znajdzie się kilka kruczków, nie zmienia to jednak faktu, że absolutnie polecam taką formę podróżowania. Oczywiście najpiękniej to jest mieć taki wóz na własność i za cenę paliwa podbijać nim świat, natomiast jeśli akurat nie jest na liście Twoich życiowych priorytetów, albo co gorsza, nie może na niej być, bo zwyczajnie nie masz na niego dość dudków, to relokacja kampera jest opcją wartą co najmniej rozważenia.

 ILE NAPRAWDĘ NAS TO KOSZTOWAŁO?

    Za 2 tygodnie podróżowania <śmierdzącym jeszcze fabryką> kamperem zapłaciliśmy finalnie 600€, co daje +/- 2600 złotych polskich. Dużo? Mało? Na pewno mogliśmy taniej, bo zdecydowaliśmy się na wykupienie dodatkowego ubezpieczenia za 1000 złotych. Nie jest to opcja konieczna, ale bawiliśmy się w to pierwszy raz, w obcym kraju i takie ubezpieczenie dodawało nam pewności, że cokolwiek się wydarzy, nie zepsuje nam wakacji. Do tego w opcji z ubezpieczeniem znacząco spada wysokość kaucji za kampera (kaucja jest zwalniana zaraz po oddaniu vana).

    Za każdą dobę wynajęcia kampera naprawdę płaciliśmy 1€, czyli za te 14 dni rachunek wyniósł 14€. Ale! Każda opcja w wyposażeniu jest dodatkowo płatna, np. wypożyczenie pościeli, czy butli na gaz, a wiadomo, że są to rzeczy raczej niezbędne (oczywiście możecie zabrać swoje śpiwory, my jednak chcieliśmy zredukować bagaż, bo z powrotem wracaliśmy samolotem). Dość spora jest również prowizja serwisowa portalu, na którym wynajmujecie kampera. My wynajmowaliśmy przez stronę INDIE CAMPERS, gdzie prowizja wyniosła 200€, ale już IMOOVA liczy sobie dużo mniej. Czemu więc wybraliśmy droższą? Znowu trochę z poczucia bezpieczeństwa - jechaliśmy pierwszy raz, nie do końca wierzyliśmy w prawdziwość tego przedsięwzięcia, a Indie Campers wygrało w komunikacji mailowej.Teraz, widząc "z czym to się je", zdecydujemy się na wynajem przez Imoova. Bo taniej.


Noclegi "na dziko" potrafią zagwarantować widoki, których nie da najbardziej wypasione pole kempingowe. Tutaj poranna owsianka z widokiem na opuszczone miasto we Włoszech.


    No i przede wszystkim pamiętajcie, że za cenę 2600 złotych otrzymaliśmy dwutygodniowy nocleg i samochód do przemieszczenia się. Gdybyście rezerwowali nocleg w hotelu i musieli wynająć na miejscu auto, finalnie kosztowałoby to dużo drożej. Co więcej cena wynajęcia kampera, chociażby w Polsce, poza sezonem waha się między 300-400 złotych za dobę, czyli za taki sam okres zapłacilibyśmy prawie 5 tysięcy złotych. A więc mimo ukrytych kosztów NADAL SIĘ BARDZO OPŁACA!*

*Oczywiście musicie też liczyć koszty paliwa (średnie spalanie 10-11litrów/100km) i np. noclegów na kempingach (choć my akurat w większości spaliśmy na dziko, szukając dogodnych miejsc przez aplikację (np. Park4night). Możliwość gotowania w vanie również znacząco redukuje koszty wyjazdu. My zrobiliśmy jedne duże zakupy w Niemczech za 480 złotych (w tym sporo % i czteropak czarnej wody) i wystarczyło na cały dwutygodniowy wyjazd. Uzupełnialiśmy jedynie wodę i pieczywo. 

Przygotowywanie posiłków w kamperze niczym nie różni się od gotowania w domu.

...a posiłki nie muszą być wyłącznie zupką chińską.


O CO W OGÓLE CHODZI Z TĄ RELOKACJĄ?

    Chodzi o to, że firmy wynajmujące kampery miewają swoje siedziby w różnych krajach, co umożliwia klientom wynajęcie auta do przejazdu w jedną stronę, bez konieczności powrotu w to samo miejsce. Czyli wynajmujesz kamper w Monachium i ciśniesz nim do Madrytu, a potem beztrosko go tam porzucasz. Albo firma kupuje nowe vany w jednym kraju i na sezon potrzebuje je przemieścić do innego. W naszym przypadku chodziło właśnie o tę drugą opcję. Samochody są przerabiane na kampery w Niemczech, a potem wysyłane do innych siedzib firmy. My odbieraliśmy samochód w Berlinie i w ciągu dwóch tygodni mieliśmy sprawić by znalazł się w Barcelonie. Sytuacja WIN-WIN. Firma nie musi płacić ani zatrudniać pracowników do obsługi takiego transportu (ba! jeszcze na tym zarabia), a my mamy wypasionego kampera na wyłączność po cenie dużo niższej niż rynkowa. I zasadniczo możemy robić z nim co chcemy, wieźć go dowolną trasą, zwiedzać co dusza zapragnie, tylko musimy go przywieźć na zadeklarowany uprzednio czas. I tyle. 

    Najkrótsza droga z Berlina do Barcelony wynosiła 1900 km, ale my mieliśmy w planie zrobić ekspresowy eurotrip, z ominięciem autostrad i finalnie pokonaliśmy nim 3100km. Czasem taka nadwyżka jest dodatkowo płatna, jednak my trafiliśmy na ofertę, w której nie było limitu kilometrów. W teorii moglibyśmy nim pojechać pod koło biegunowe i z powrotem, za darmo, musielibyśmy się tylko wyrobić w czasie^^.


DLA KOGO?

    My podróżowaliśmy we dwójkę i taki czteroosobowy van był dla nas idealny. Pierwotnie planowaliśmy zabrać przyjaciół i po czasie wiemy, że to był głupi pomysł (na szczęście oni wtedy nie mogli^^). Bo chociaż wyposażenie jest faktycznie dla czterech osób, to na pewno czterech dorosłych to o dwóch za dużo. Po pierwsze, na takiej przestrzeni nie ma żadnej intymności i pobyt choćby kilkudniowy byłby naprawdę krępujący, po drugie totalnie niewygodnie byłoby podróżować tej drugiej dwójce (kanapa przeznaczona dla pasażerów jest bardzo wąska). 

    Za to taki kamper wydaje się być idealny dla rodziny z małymi dziećmi i gdybym tylko takowe miała to na pewno podróżowałabym wyłącznie kamperem. Wszystko zawsze wozisz ze sobą - zabawki, ubrania, łóżko, kuchnię, łazienkę! Nic cię nie zaskoczy, wszędzie możesz się zatrzymać żeby zrobić drzemkę czy obiad. Jedziesz wygodnie w dresie, a na parkingu przy muzeum wskoczysz szybko w sukienkę, uprzednio gotując sobie zupkę chińską, co by nie zasłabnąć podczas zwiedzania. Dla mnie bomba. Do tego spanie w namiocie dachowym (który rozkłada się dosłownie sekundę!) dla dzieciaków byłoby super przeżyciem. No i najważniejsze - można z psami!


Kanapa dla pasażerów wydaje się być mocno niewygodna.

Widoczne na zdjęciu okienko to właz do wejścia do rozkładanego namiotu dachowego. Oba przednie fotele obracają się w kierunku stołu, więc można wygodnie zjeść...

...czy pograć w gry.

Łazienka, niewielka, ale daje wielki komfort podróżowania - możliwość wzięcia ciepłego prysznica zawsze i wszędzie. Bo choć na zdjęciu tego nie widać, to cała łazienka jest kabiną prysznicową. Wylewkę baterii wyciąga się i można ją zawiesić na suficie.


Część sypialna również bardzo fajnie zaplanowana, mieszczą się tu aż cztery szafki. Długość i szerokość materaca była wystarczająca. Nawet dla Rudego z jego 190 centymetrami wzrostu.

JAK DOSTAĆ SIĘ DO PUNKTÓW WYNAJMU?

    Tutaj jest trochę gimnastykowania, ale naprawdę można znaleźć dogodne połączenie. My zdecydowaliśmy się na rozpoczęcie wyprawy w Berlinie. Tam dostaliśmy się pociągiem z Katowic. Pociąg jedzie 6h, a bilety (zamówione dużo wcześniej) w pierwszej klasie kosztowały nas 130 złotych od osoby. Zanim zdecydowaliśmy się na zarezerwowanie kampera na konkretny termin, sprawdziliśmy kiedy są najtańsze bilety z Barcelony do Katowic. Najtańsze połączenie było dla nas wyznacznikiem kiedy ma skończyć się nasza podróż. I tak radzę organizować wyjazd - w oparciu o najtańsze połączenie samolotowe. Pociągi z reguły kosztują codziennie tyle samo, więc najważniejszy/najdroższy odcinek podróży to powrót samolotem. Oczywiście można też zrobić odwrotnie - polecieć do Barcelony najtańszym połączeniem i oddać kamper w Berlinie, a potem wrócić pociągiem. Opcji jest naprawdę mnóstwo, wybór destynacji ogromny, więc na pewno dasz radę zorganizować swoją podróż życia w dowolnym kierunku!

    Tak naprawdę najwięcej trudności sprawia dostanie się do siedziby biura, one nigdy nie są w ścisłych centrach miast, tylko raczej gdzieś na obrzeżach, jak lotniska. Do siedziby w Berlinie jechaliśmy po kampera taksówką (jeszcze "w miarę" tanio bo 30€), za to po oddaniu auta w punkcie w Barcelonie musieliśmy się dostać do miasta jadąc najpierw godzinę totalnie zatłoczonym autobusem, potem pół godziny pociągiem i to wszystko z bagażami w ręce (albo zapłacić za taryfę 60€).

 

W ramach cięć budżetowych zdecydowaliśmy się zrezygnować z noclegu w Barcelonie (mieliśmy lot wcześnie rano i musielibyśmy ruszyć na lotnisko skoro świt). Zjawiliśmy się na lotnisku wieczorem i spędziliśmy tam noc, co było okropne i raczej nie do powtórzenia.

CO JESZCZE TRZEBA WIEDZIEĆ?

    Obsługa takiego kampera nie jest szczególnie skomplikowana, jednak wiąże się z kilkoma obowiązkami. Po pierwsze trzeba co jakiś czas spuścić tzw. szarą wodę, czyli wodę z odpływu prysznica i zlewu. No i to drugie, gorsze, czyli czarną wodę. Pod tym eufemizmem kryje się nic innego jak opróżnienie zbiornika kamperowego kibelka. Częstotliwość opróżniania zależna jest od częstotliwości samego użytkowania, a robi się to wyznaczonych punktach (najczęściej na kempingach, wtedy jest do bezpłatne, ale znajdziecie takie punkty też przy stacjach benzynowych). Jeśli zaś chodzi o napełnianie zbiornika z wodą pitną to zwykle kosztowało to 1€ i nigdy nie mieliśmy problemów ze zlokalizowaniem takiej opcji na mapie w każdym odwiedzanym kraju.

    Prowadzenie takiego dużego samochodu (ponad 6metrów) jest nieco problematyczne i na pewno łatwiej jest tym, którzy mieli już z takimi gabarytami doświadczenie, jednak przy samym wynajmie nie jest wymagane. 

 



CZY JEST SIĘ CZEGO BAĆ?

    Teraz mogę śmiało napisać, że nie, ale zanim wyruszyliśmy w tę podróż byłam totalnie obe$rana. Co jak nam ukradną tego kampera? Co jak nas zagazują i okradną na jakimś dzikim postoju? Co jak będziemy mieli stłuczkę? Co jak coś się w aucie zepsuje? Co jak kamień na drodze zbije szybę?

    Nam na przykład po przejechaniu pierwszych 300 kilometrów włączyła się kontrolka silnika, więc lęki szybko zmieniły się w rzeczywistość. Po skontaktowaniu się przez czat z Car Assistance i wykluczeniu ewentualnych usterek (samochód skręca w prawo, w lewo, hamuje, nie wybuchnęły poduszki powietrzne) kazali nam jechać dalej. I tak przejechaliśmy z tą kontrolką 3000 km i do dziś nie wiemy, co tam się spsuło. Nikt nie drążył. Także take it easy ;-)*

 

*ale wykupienie tego dodatkowego ubezpieczenia wydaje się być dobrym sposobem na takie obawy, w tym wariancie macie np. zagwarantowaną wymianę jednej opony, a wierzcie mi, mieliśmy moment, że wydawało się to konieczne :-)

 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz