Najwyższy szczyt w mojej krótkiej karierze Himalaisty Inaczej - 1725 metrów! Diablak, bo o nim mowa, należy do masywu górskiego Babia Góra w Beskidzie Żywieckim. Wędrówka po Babiogórskim Parku Narodowym gwarantuje dwie rzeczy - dziką przyrodę na wyciągnięcie ręki (dosłownie, choć lepiej nie głaskać!) i fantastyczne panoramy.
Ta przepiękna, samotnie wznosząca się ponad okoliczne szczyty góra jest niezwykle niebezpieczna. Powszechne są tu gwałtowne załamania pogody, burze i wichury, dzięki czemu zyskała miano Kapryśnicy. Wychodząc w te góry przy czystym, bezchmurnym niebie musimy być gotowi na wszystko - urwanie chmury, grad, czy nagły spadek temperatury.
Diablak ma też swoje tajemnice. Z wielu legend, które "sprzedali" nam miejscowi, trzy spodobały mi się najbardziej. Pierwsza mówi o tym, że na szczycie góry, 13 grudnia w dzień świętej Łucji, spotykały się czarownice, by później szkodzić mieszkańcom okolicznych wiosek. Druga legenda opisuje spotkanie zbójnika z diabłem, który w zamian za duszę chłopa zaoferował mu wieczną szczęśliwość. Zbójnik przystał na interes w zamian za to, że diabeł zbuduje do rana na szczycie góry zamek. Bies umęczył się strasznie nosząc przez całą noc kamienie do budowy zamku, który zbójnik stale kazał mu poprawiać - a to o jedną wieżę za mało, a to mur z niski... Nim szatan ustawił ostatni kamień, kogut w Zawoi zapiał, zwiastując poranek. A że umowa to umowa - diabeł o duszy mógł zapomnieć. Rozwścieczony ze złości machnął ogonem i zburzył zamek, który przygniótł zbójnika. Trzecia legenda sugeruje, że Babia Góra pełna jest nieodkrytych jaskiń i tuneli, które wiodą w różne strony świata, a które to zamieszkiwane są przez smoki. Istnienie jaskiń poniekąd potwierdzają źródła historyczne, które opisują zbójników ukrywających i więżących tam swoje branki.
Jak jest naprawdę nie wiadomo. My w każdym razie żadnych czarownic, smoków i diabłów nie widzieliśmy. Spotkaliśmy za to lisa i sarenkę ;-)
Czy to pozostałość po zamku zbudowanego przez diabła?
.jpg)
Jeszcze tylko pamiątkowe selfie i spadamy na piwo do schroniska na Markowych Szczawinach. Tym razem góra była dla nas wyrozumiała - straszyła tylko czarnym chmurami, z których na szczęście ani razu nie spadł deszcz. Dzięki Ci o łaskawa Kapryśnico! ;-)
foto Michał Raban ©
noo nareszcie coś! strasznie rzadko robisz te aktualizacje ;p
OdpowiedzUsuńWiem, moja wina! Cały czas sobie obiecuję poprawę....
UsuńWidziałaś takiego lisa??? Z bliska?? Zazdrocha XXL :D jest lepszy niż koty (bez obrazy :P)
OdpowiedzUsuńteż zazdraszczam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
UsuńLepszy od kotów? Na tym blogu takie opinie to niemal herezja! ;-)
UsuńJak patrze na zdjecia to gory mi sie podobaja, te chmury i wogole czad, ale wdrapac sie samemu to dziekuje bardzo ;-P zostane przy zdjeciach, choc zal widokow na zywo...
OdpowiedzUsuńTeż niby nie lubię chodzić, w trasie najgłośniej narzekam, ale z drugiej strony jednak jest coś w tych widokach "na żywo", za co warto się spocić ;-)
Usuńkiedy byliście?
OdpowiedzUsuńJakoś w kwietniu ;-)
UsuńŻe Ci się chce po tych górach łazić....
OdpowiedzUsuńChce i nie chce!
Usuńwięcej, więcej, więcej!
OdpowiedzUsuń