O kocie, który... #5


Piąta część, w której debiutuje moja ukochana Babcia


5

Niech ziemia Ci lekką będzie, Babciu.

    Kolejny kot wywrócił nasz dom do góry nogami. Nie, nie, absolutnie pięć kotów to jeszcze nie apokalipsa, spokojnie. Ale babcie, które ni stąd ni zowąd wprowadzają się do Waszego malutkiego mieszkanka wraz z kotem i z tym Niemcem, co wszystko kradnie, to już kiła i mogiła, pomieszanie z poplątaniem i dopust Boży w jednym. Naszą babcię, Alzheimera i ich kotkę zabraliśmy kiedy już było jasne, że pozostawieni sami sobie spalą się niechybnie od zapomnianego czajnika na gazie. Babcie skąd się biorą to każdy wie, natomiast kotka wzięła się z osiedlowego śmietnika kiedy to dwa lata temu łapałam ją na mrozie w celu podarowania wyżej wymienionej babci. Kot to był nie byle jaki, bo brytyjski i warto było dla niego się trochę odmrozić (nim wszyscy się zbulwersują: 1. Daleko mi do kociego rasizmu, osobiście biorę co się nawinie, ale babcia słynie trochę z próżności, a że się nawinął rasowy...^^ 2. Nikomu kota nie zakosiłam, dostałam błogosławieństwo od kociary z rewiru, która zaświadczy, że kota dokarmiała już od trzech lat!).
    Zalety Pamci, naszej piątej odsłony kociej klątwy, zaczynają się na jej wyglądzie. Piękne srebrne futerko (kupa futra trzeba by rzec) i słodkie grube łapki. No i tu właściwie też te zalety się kończą. Pamcia jest brytyjsko powściągliwa i wręcz przez nas nielubiana. Jej angielski humor przejawia się w sikaniu nam na łóżka. Cierpi na manię wyższości i kompletnie nie interesują ją przyjaźnie z resztą bandy. Niestety teraz już vice versa. Jej zachowanie wydaje się być zemstą za porwanie jej z mieszkania, które dzieliła z moją babcią, gdzie jej jedyną funkcją było po prostu "bywać widzianą" (najlepszy kot do towarzystwa ever!) i umieszczenie w schronisku, w które najwyraźniej zmienia się mój dom.
    Alzheimer też nie był łatwym lokatorem. Czasem zabierał moją babcię w podróże, które zdawały się nie mieć końca. Paradoksalnie, babci stojącej teraz obok mnie było znacznie mniej niż kiedyś, w innym mieście, oddalonym o 30 kilometrów. Czasem jednak Alzheimer bywał łaskawszy - podarował nam kilka chwil, które będę nosić w sercu i w pamięci przez wiele lat. Na przykład wczoraj.
– Wzięłam sobie majtki z suszarki. – oznajmiła mi babcia kiedy wróciłam do domu. Sensacja dnia, powiecie. A ja mimo to zainteresowałam się sprawą. Rzuciłam okiem na wiszące pranie. Tak jak mi się wydawało, na sznurku wisiał cały rządek wyżej wspomnianej bielizny. Mojej i tylko mojej bielizny. 
– Babciu, a co to były za majtki? – spytałam, choć już podejrzewałam. Babcia z entuzjazmem zadarła spódnicę, bym mogła je sobie dokładnie obejrzeć. Widoku nie będę Wam opisywać, bo i tak by tu tego nie opublikowali. Dobrze się domyślacie. Moja babcia mająca posturę standardowych babć (210/200/210) wcisnęła na siebie moje koronkowe figi w rozmiarze XS! Z trudem stłumiłam śmiech. No jak można nie kochać mojej babci?

    Pamcię z czasem też musieliśmy pokochać. Zwłaszcza kiedy babcia porzuciła luksusy naszego wypasionego kamerlika i wyprowadziła się do przestronnego domu naszej cioci, a kota... zostawiła nam w spadku.

CDN

1 komentarz: